Autor: PGE Skra

Zdzisław Gogol: Mój syn zawsze był perfekcjonistą

Zwycięstwo PGE Skry nad Grupą Azoty ZAKSA pod wodzą trenera Michała Mieszko Gogola oglądał tata szkoleniowca, który przyjechał do hali Energia.

Dziś Zdzisław Gogol pracuje jako członek zarządu Polskiego Związku Piłki Siatkowej i przewodniczący Wydziału Trenerskiego. - Cieszę się, że mamy coraz więcej polskich trenerów i ta tendencja jest pozytywna dla naszej pracy - mówi.

Dla kibica PGE Skry dziś jest pan przede wszystkim tatą Mieszka, czyli naszego trenera, ale także jednym z najbardziej utytułowanych szkoleniowców w polskiej siatkówce młodzieżowej.
Zdzisław Gogol: - W latach 2004-2008 pracowałem jako trener reprezentacji Polski kadetów, a potem juniorów. Miałem też epizod przy kadrze B. Prowadziłem m.in. Grzegorza Łomacza, czyli chłopaka, z którym zdobyliśmy pierwszy, historyczny medal mistrzostw Europy kadetów. Graliśmy wtedy na Łotwie, a Grzesiek był pierwszym rozgrywającym. Dziś jest w PGE Skrze, rozmawiałem z nim, jest w dobrej dyspozycji i cieszę się, że ma dobry sezon. To nie jest tylko moje zdanie, bo rozmawiałem o tym z kilkoma osobami. Dla mnie to duża frajda i dobry prognostyk przed sezonem reprezentacyjnym. Grzegorz walczy o wyjazd na igrzyska olimpijskie. Dobra forma w klubie może pomóc udowodnić, że miejsce w kadrze mu się należy.

Jeśli chodzi o Mieszka, to cieszy się pan, że poszedł w stronę trenera, a nie siatkarza?
- Poważną karierę siatkarską Mieszkowi wykluczyła kontuzja stawu łokciowego. A był w kadrze, m.in. w Marcelem Gromadowskim czy Marcinem Możdżonkiem. Grał jako rozgrywający, m.in. obok Michała Kozłowskiego, dzisiejszego siatkarza VERVY Warszawa ORLEN Paliwa. Kontuzja doprowadziła do tego, że myślał o czymś innym i został statystykiem. To była nowa moda, którą w 2004 wprowadził trener Raul Lozano. Jako statystyk pojechał m.in. na igrzyska olimpijskie do Londynu. Jak pokazała historia, wielu skautów wskoczyło na stołki trenerskie i Mieszko również na tym skorzystał i na razie jest z tego zadowolony. Poznał jedną stronę siatkówki jako zawodnik i też tę drugą, przez skauta do trenera. Oprócz tego skończył studia na Politechnice Szczecińskiej. Udało mu się pogodzić wiele rzeczy, a ja dziś jestem dumny, że pracuje w takim klubie w w reprezentacji Polski.

Przez te kilka miesięcy w PGE Skrze Mieszko dał się poznać jako perfekcjonista. Zawsze taki był?
- Uważam, że jeśli coś robisz, to rób to dobrze. Oddaj temu serce, pasję i czas. W tym kierunku poszedł też Mieszko. Myślę, że to jego pozytywna dewiza. Wiele osób, z którymi pracował wypowiada się w podobnym tonie. Mieszko chce zawsze mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, żeby nic negatywnie nie zaskoczyło i nie wpłynęło na jakość pracy. Z takiej strony pokazał się też wcześniej w Częstochowie, Rzeszowie i Szczecinie.

On sam również jest świadomy tego, w jakim klubie pracuje.
- Wcześniej znakomity okres miał w Rzeszowie. Mógł podpatrywać trenerów klubowych i reprezentacyjnych. Miał do czynienia m.in. z Andreą Anastasim, Lozano, Marco Bonittą. Czerpał wzorce z medalistów mistrzostw Europy, świata i igrzysk olimpijskich, co wyszło na jego plus. Teraz pytanie, jak potrafi przełożyć to na swoją pracę. Ja mu powiedziałem jedno: "pracowałeś już jako statystyk i jako asystent, teraz spróbuj poważniejszego wyzwania". To może mieć konsekwencje, bo zawód trenera jest chwiejny i zależy od wielu okoliczności. Trzeba mieć grubą skórę. Jak są sukcesy, to wszyscy klepią cię po plecach, ale gdy ich zabraknie, to trzeba umieć odnaleźć się w takiej sytuacji. Najważniejsze, żeby nie przynosić pracy do domu, to wiem już z autopsji (śmiech). Trzeba podejść do tego z boku, na spokojnie, analitycznie.

Wychodzi na to, że rozmawia pan z Mieszkiem o pracy.
- Na tyle, na ile mamy możliwość. Małżonce często powtarzam, że jak Mieszko nie dzwoni, to ma dużo spraw na głowie: mecze, treningi, przygotowania do zajęć, rodzina... Uczulam ją, bo wiem, z czym to się wiąże, tym bardziej na takim poziomie, jak PGE Skra Bełchatów. Jest to na pewno duże wyzwanie. Na początku były obawy, teraz jest ich mniej, ale na razie cały czas pali się zielona, a nie czerwona lampka.

Całą rozmowę z trenerem Zdzisławem Gogolem możesz odsłuchać poniżej.