Autor: PGE Skra

Mariusz Wlazły i PGE Skra, czyli Przyjaciele, przez duże “P”

Ikona. Legenda. Kapitan. Przez 17 lat gry w PGE Skrze każde z tych określeń idealnie pasuje do Mariusza Wlazłego. Jego odejście kończy pewną erę bełchatowskiego klubu.

Paweł Papke, doskonały przed laty polski siatkarz, kiedyś powiedział, że “kto ma Wlazłego, ten wygrywa”. Później to zdanie powtarzało wielu trenerów, siatkarzy i osób związanych z siatkówką. A przez 17 lat Wlazłego miała PGE Skra. Efekt? Dziewięć mistrzostw Polski, siedem krajowych pucharów, medale Ligi Mistrzów, Klubowych Mistrzostw Świata… - Był świadkiem i autorem wszystkich naszych sukcesów, przejdzie do legendy - mówił dla Sport.pl Konrad Piechocki, prezes klubu.

W mediach widać było, jakim szacunkiem darzyły się obie strony przez 17 lat. - To dla mnie bardzo ważny klub i traktuję go bardzo osobiście - wielokrotnie mówił Wlazły. - Dlaczego wygrywamy? Może nasze podejście jest inne. Nie wiem, jak inne drużyny pracują, jak przygotowują się mentalnie. Nie byłem w innych klubach, bo przez całą karierę jestem związany ze Skrą - dodawał w rozmowie z ”Gazetą Wyborczą”.

O tym, jak PGE Skra potrafiła zadbać o zawodnika świadczy fragment oświadczenia Wlazłego w sporze z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej: “Ja mam to szczęście, że gram w PGE Skrze Bełchatów, czyli takim klubie, w którym zawsze szanowano człowieka i nigdy nie odmówiono mu pomocy. Nie wszyscy mają to szczęście, gdy wracają z urazem ze zgrupowania kadry. Wiele klubów rozwiązuje wtedy umowy lub zdecydowanie redukuje zarobki siatkarza. W PGE Skrze takiego zagrożenia nigdy nie było. (...) Od PGE Skry dostałem wszelką pomoc, zawsze mogłem liczyć na wsparcie ludzi z Bełchatowa. To są moi Przyjaciele przez duże "P".

- Przyzwyczaiłem się do tego, że Mariusz zawsze jest najlepszy - śmiał się w kolejnym wywiadzie Konrad Piechocki. - A poważnie, to wszyscy interesujący się siatkówką wiedzą, jaką klasę prezentuje nasz kapitan. Na Mariuszu od lat ciąży wielka odpowiedzialność, ale - jak widać po naszych wynikach - doskonale radzi sobie z presją. Jest kapitanem drużyny i w tej grupie ludzi jest liderem.

Przez lata nie brakowało również kąśliwych opinii na temat wzajemnej miłości PGE Skry i Wlazłego. Piechocki odniósł się do tego w “Przeglądzie Sportowym”. - Sugestia, że Mariuszem można manipulować, jest śmieszna. Każdy kto go zna wie, że Mariusz Wlazły nie jest osobą, którą można sterować. To już nie jest ten sam nieśmiały chłopiec, który prawie dziesięć lat temu przyszedł do Skry. Teraz to dorosły mężczyzna, który podejmuje dojrzałe decyzje. Mogę powiedzieć, że zaliczam się do grona osób, które Mariusz czasami pyta o opinię - mówił.

Inni mówili o tym, że Piechocki “matkuje” Wlazłemu, przez co wyrządza mu krzywdę. - To wysoce niesprawiedliwe opinie. Mariusz wszystko zawdzięcza sobie, nic za darmo mu nie dają. Do tego zrzuca się na niego wielką odpowiedzialność, np. po ostatnich mistrzostwach świata. Jaki to ma sens - pytam - skoro był tam, na boisku, raptem kilka minut? Nie ma powodu do obaw, proszę sobie przypomnieć, jaki był wkład Mariusza w każde z sześciu naszych mistrzostw Polski. Może nie wszyscy, ale większość zawodników w klubie potwierdzi, że wszystkich traktuję jednakowo, nie faworyzuję nikogo, drzwi mojego gabinetu są zawsze otwarte - mówił Piechocki “Gazecie Wyborczej” w 2010 roku.

A Wlazły w pełni oddawał się klubowi zawsze na boisku.”Jako że nieszczęścia chodzą parami, to w sobotę rano rozchorował się Wlazły. To znaczy choroba wróciła, bo kapitan drużyny zmaga się z nią od kilku tygodni. Rano miał 38 stopni gorączki, a wieczorem kolejny raz pokazał, dlaczego od wielu lat jest najlepszym polskim zawodnikiem. Wyszedł na boisko, pokonując własne słabości, i poprowadził zespół do zwycięstwa” - pisał po jednym z meczów play-off PGE Skry z Treflem Gdańsk w 2015 roku Jarosław Bińczyk z “Gazety Wyborczej”.

O klasie Wlazłego opowiadali również trenerzy, kiedyś jego boiskowi koledzy. Tak o występie Legendy PGE Skry w hitowym meczu z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle mówił Krzysztof Stelmach, ówczesny trener zespołu z Opolszczyzny: - Gratulacje, bo w piątym secie był tylko Mariusz, Mariusz, Mariusz.

- Wlazły to już klasa światowa. Bardzo trudny rywal, jeden z najlepszych atakujących, którzy grają w siatkówkę - mówił w rozmowie z “Dziennikiem” Giba, uznawany kiedyś za najlepszego siatkarza świata.

17 lat to bardzo dużo czasu, a Wlazły spędził go nieprzerwanie w jednym klubie. Dlaczego? - Przez te lata walczyliśmy o najwyższe cele. Ważne było dla mnie to, że grałem z zawodnikami, od których mogłem się uczyć. Nie żałuję sposobu, w który potoczyła się moja kariera, bo wiele się dzięki niej nauczyłem - mówił Wlazły dla Sport.pl.

- Przywiązanie Mariusza do Skry, wszystkie sukcesy w żółto-czarnych barwach, opaska kapitana, skuteczna gra oraz walka o każdą piłkę wiele dla nas znaczą. Chcemy, aby trwało to jak najdłużej - mówił Piechocki.

Wszystko się kiedyś jednak kończy. 17 lat Mariusza Wlazłego w PGE Skrze na zawsze zapisało się nie tylko w kartach historii klubu, ale całej Polskiej Siatkówki. Mario, dziękujemy!