Autor: PGE Skra

Michał Mieszko Gogol: Musimy pójść za ciosem

- Po rankingach i podsumowaniach, które powoli się już pojawiają, widać nasze mocne strony i musimy to wykorzystywać - mówi Michał Mieszko Gogol, trener PGE Skry.

Jesteś zadowolony z występu PGE Skry przeciwko Aluronowi Virtu CMC?
Michał Mieszko Gogol: - Tak. Myślę, że zagraliśmy dobry mecz, przyzwoity w wielu elementach. Muszę przyznać, że spodziewaliśmy się trochę większego oporu, bo drużyna z Zawiercia to dobry, klasowy zespół, który potrafi zagrywać i bronić. Trzeba się naprawdę namęczyć, żeby ich złamać. To był nasz bardzo dobry mecz w ataku. Przyczyniła się do tego też dobra dystrybucja piłek Grzegorza Łomacza, a przy tym nie mieliśmy ani jednego błędu w ataku i jest to budująca statystyka. Po rankingach i podsumowaniach, które powoli się już pojawiają, widać, że jest to nasza mocna strona i musimy to wykorzystywać. Budujące jest również to, że ostatnio regularnie przyjmujemy, a graliśmy z zespołami, które świetnie zagrywają. Z VERVĄ Warszawa ORLEN Paliwa mieliśmy tylko dwa błędy, z Jastrzębskim Węglem w ich hali, w pięciosetowym meczu - cztery. W ostatnim spotkaniu przeciwko Aluronowi Virtu CMC znowu przydarzyły nam się tylko dwa, a to też doskonale serwująca drużyna. Teraz ważne jest to, by się nie zadowolić tym, co jest, ale pójść za ciosem. Każdy punkt jest na wagę złota, a liga pędzi jak szalona. Musimy się przygotować do małego trójmeczu w systemie niedziela-środa-niedziela. Granie z taką częstotliwością jest wyzwaniem, ale dobrze, że wszyscy są zdrowi i mamy dobry, szeroki skład.

- Warte podkreślenia jest też to, że jesteśmy zdrowi i fizycznie wyglądamy z każdym tygodniem lepiej. Tutaj duży ukłon w stronę naszego sztabu medycznego, naszych fizjoterapeutów i trenera przygotowania fizycznego, którzy nie tylko w dniach treningowych i meczowych, ale również tych teoretycznie wolnych poświęcają swój czas dla drużyny. Pod tym względem wyglądamy coraz lepiej i nawet minimaratony, które zdarzają się w lidze, nam nie przeszkadzają. Mieliśmy pięć meczów co trzy dni, teraz mamy kolejne, z wymagającymi przeciwnikami, ale wierzę w to, że damy radę.

Najbliższe dwa odbędą się na wyjazdach: w Radomiu i Olsztynie.
- Czekają nas naprawdę trudne mecze. W Radomiu zawsze gra się ciężko, a gospodarze bardzo dobrze zagrywają, dobrze blokują, do tego jest głośna hala, żywiołowy doping... Fajnie się przy tym gra, ale zdajemy sobie sprawę, że to będzie ukierunkowane przeciwko nam (śmiech). Mamy kilku byłych zawodników Enei Cerrad Czarnych i uważam, że to atut, bo w pewnym stopniu może nam pomóc. Olsztyn to też bardzo trudny teren. Mecz w Uranii obejrzy pewnie komplet publiczności i będzie trzeba naprawdę się postarać, żeby z obu tych wyjazdów przywieźć zwycięstwa.

Kilka tygodni temu mówiłeś, że trzeba wytrwać do przerwy na kwalifikacje olimpijskie...
- Tak, a dokładniej, żeby wytrwać w zdrowiu, a do tego jak najwięcej punktować i wygrywać. Najpierw czeka nas przerwa świąteczna i po raz pierwszy od wielu lat siatkarze spędzą całe święta z rodzinami. To fajna sprawa, dawno tego nie było, a wymagający terminarz pozwoli nam teraz trochę odetchnąć. Odpoczną również reprezentanci Polski. Do treningu wracamy 27 grudnia i czeka nas dużo miłych i ciekawych niespodzianek, jeśli chodzi o zawodników i klub. Okres między świętami a sylwestrem będzie bardzo barwny, ale jednocześnie zachowamy ciężką pracę. O szczegółach nie będę mówił, bo to jeszcze tajemnica (uśmiech).

- Na początku stycznia wyjedziemy też z kraju. Nie chcę, żebyśmy trenowali cały czas na miejscu, ale zagrali z mocną drużyną. Na razie nie powiem, z kim i gdzie. To na razie tajemnica, ale myślę, że taki zagraniczny wyjazd, by mocno pograć, też nam pomoże.

Oficjalnego potwierdzenia jeszcze nie ma, ale nasi Serbowie oraz Milad Ebadipour mają duże szanse na powołanie do swoich kadr narodowych na kwalifikacje olimpijskie. Nie martwisz się o nich?
- Jest już dość późno, a listy powołań wciąż nie ma. Serbowie w kuluarach słyszą na razie plotki: mniejsze lub większe, ale cały czas czekamy na oficjalne potwierdzenie. Jeśli chodzi o Milada, to sytuacja jest bardziej klarowna i wręcz oczywista, że będzie musiał polecieć do Chin na turniej kwalifikacyjny i jest to dla nas pewien problem. Szkoda, że go z nami nie będzie, ale bardziej, niż ciężki trening, przydałby mu się odpoczynek. Jest naprawdę mocno przeeksploatowany i musi mieć moment, żeby złapać oddech: nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim odpocząć od siatkówki. W tym całym natłoku meczów człowiek często traci rachubę i ciężko się mentalnie zmobilizować co trzy dni na kolejny, najważniejszy mecz "o życie". Fajnie, gdyby Milad mógł odpocząć i nabrać trochę głodu gry. Będziemy tego szukać po turnieju kwalifikacyjnym.